Znicz wybrał się w sobotnie popołudnie do sąsiedniego Szczuczyna po zwycięstwo i w starciu z ostatnią w tabeli Wissą pewnie zgarnął komplet punktów. Gole zdobyli Radosław Gulbierz, Bartosz Giełażyn, Maciej Famulak i Jakub Mosakowski, ale na pochwały zasłużył cały zespół.
Podopieczni Ryszarda Borkowskiego zagrali z Wissą tak, jak przystało na zespół stojący nad przepaścią. Nie było oglądania się na rywali, nie było kalkulowania i czekania na okazję do kontry. Nasz zespół od początku zaatakował i bardzo szybko został za to nagrodzony. Już w 4. minucie Dima Baiduk zagrał na wolne pole do Radosława Gulbierza, a ten wszedł w pole karne i uderzył w kierunku dalszego słupka, dając nam prowadzenie. Po chwili było już 2:0. Tym razem środkiem boiska przedzierał się Marcin Fiedorowicz i w dobrym momencie posłał prostopadłe podanie do Bartka Giełażyna. „Gieła” podprowadził piłkę pod pole bramkowe, skutecznie odpierając ataki obrońcy, aż w końcu huknął z lewej nogi.
Znicz cały czas bardzo szybko operował piłką i grał z dużym rozmachem w ofensywie, z czego rodziły się kolejne okazje bramkowe. Ze strzałami Mateusza Furmana i Marcina Fiedorowicza poradził sobie Hubert Gostomski, ale gdy z dystansu „po widłach” uderzył Maciej Famulak, bramkarz Wissy mógł mieć tylko pretensje do obrońców, którzy nie wyskoczyli do Maćka. Inna sprawa, że „Famul”, „Furek”, „Gieła” czy „Fiodor” byli w takim gazie, że rywale naprawdę mieli z nimi mnóstwo roboty. I trudno nie odnieść wrażenia, że tak grający Znicz byłby groźny dla każdego w lidze.
Na wysoką notę naszego zespołu w pierwszej połowie nie może wpłynąć nawet gol Wissy. Gospodarze skonstruowali bardzo dobrą akcję, a Jakuba Kanclerza pokonał Łukasz Tercjak, który trafił do Szczuczyna ze Znicza. Przed przerwą oglądaliśmy najlepszego Znicza w tej rundzie, a może i całym sezonie, bo to co zaprezentował zespół naprawdę zasługuje na uznanie.
Po przerwie właściwie niewiele uległo zmianie. Znów rozpoczęliśmy od bramki, bo rywale nie potrafili upilnować Jakuba Mosakowskiego przy rzucie rożnym i ten głową podwyższył na 4:1. Kolejne nasze ataki też były groźnie, choć już bez efektu bramkowego. Dima huknął w słupek, wprowadzony z ławki Łukasz Trąbka został zablokowany, ale liczba indywidualnych pojedynków wygrywanych przez naszych zawodników wciąż była imponująca.
Wissa długo odpowiadała jedynie pojedynczymi atakami, ale gdy już zawiązała akcję to robiło się groźnie. W 67. min przed stratą gola uratował nad Adrian Duchnowski, wybijając piłkę z linii bramkowej. Jego interwencja to stempel na dobrym występie kolejnego naszego gracza. Potem dobrą interwencję zanotował Jakub Kanclerz, wybijając piłkę na rzut rożny. Szczęście uśmiechnęło się do miejscowych w 82. min, gdy zawodnik Wissy przy linii bocznej ograł Mateusza Furmana i Mateusza Jońcę, po czym zdecydował się na strzał z ostrego kąta. Piłkę próbował wybić Hubert Molski, ale ta po jego interwencji zatrzepotała w siatce. Po golu w naszych szeregach wdarło się nieco nerwowości, ale wynik nie uległ już zmianie.
Wissa Szczuczyn – Znicz Biała Piska 2:4 (1:3)
0:1 – Gulbierz (4), 0:2 – Giełażyn (10), 0:3 – Famulak (33), 1:3 – Tercjak (35), 1:4 – Mosakowski (54), 2:4 – Molski (82 samobójcza)
ZNICZ: Kanclerz – Baiduk, Duchnowski, Molski, Mosakowski (74 Jońca), Gulbierz, Furman, Łapiński, Fiedorowicz (65 Trąbka), Famulak (70 Kuśnierz), Giełażyn