Ogromne emocje towarzyszyły meczowi Znicza w 4. kolejce rozgrywek. Ulegliśmy 1:3 Pelikanowi Łowicz, a rywale wszystkie gole zdobyli z rzutów karnych. Arbiter Paweł Mackiewicz z Łomży dwie jedenastki dla gości podyktował już w doliczonym czasie gry.
Niedzielny mecz z Pelikanem przejdzie do historii naszych występów w III lidze. Spotkanie zakończyło się w ogromnych emocjach, które wywołały decyzje sędziego. Pierwsze nerwowe sytuacje po rozstrzygnięciach trójki arbitrów pojawiły się jeszcze przed przerwą, ale to druga połowa sprawiła, że bez trudu możemy wskazać najsłabszych uczestników spotkania.
Należy obiektywnie zauważyć, że Pelikan był bardzo dobrze dysponowanym zespołem, przez większą część spotkania prowadził grę, ale nasza taktyka z ustawieniem średniego pressingu i szukania szans w kontrach długo przynosiła pożądane efekty. Na początku spotkania wynik mógł otworzyć Kamil Łojszczyk, ale najpierw po indywidualnej akcji uderzył nad bramką Adama Radzikowskiego, a po chwili z bliska trafił w słupek. Nasz zespół przetrwał jednak trudny okres bez strat i gra się wyrównała.
Tuż przed przerwą udało nam się wyprowadzić zabójczą kontrę. Przed polem karnym piłkę odebrał Patryk Ołów, który szybko zastąpił na boisku Dawida Kalinowskiego. „Ołówek” zagrał wzdłuż linii do Mateusza Romachowa, a ten stoczył pojedynek biegowy z zawodnikiem Pelikana. „Romek” zdołał utrzymać się przy piłce przez kilkadziesiąt metrów, a na końcu zagrał do Bartka Giełażyna. „Gieła” opanował piłkę, uwolnił się spod opieki obrońcy i mierzonym strzałem znakomicie wykończył piękną akcję.
Po przerwie goście sprawiali wrażenie rozbitych golem do szatni i przez kwadrans to Znicz dyktował warunki na boisku. Niestety zabrakło klarownych sytuacji, po których mogliśmy podwyższyć prowadzeniem. Pelikan w końcu zaczął coraz groźniej atakować i na kwadrans przed końcem doprowadził do remisu. „Radzik” skapitulował po pierwszym rzucie karnym. Adam ofiarnie zanurkował pod nogi rozpędzonego zawodnika gości i choć po meczu zarzekał się, że nie spowodował jego upadku to sędzia był innego zdania.
Po chwili uśmiechnęło się do nas szczęście, gdy Tomasz Dąbrowski z 4 metrów nie trafił do pustej bramki, zamykając na wślizgu dośrodkowanie z prawej strony boiska. W 88. min szarżującego rywala za koszulkę pociągnął Mateusz Romachów, za co słusznie obejrzał żółtą kartkę. Ku zdziwieniu wszystkich arbiter za moment wyciągnął z kieszeni czerwoną kartkę i odesłał „Romka” do szatni. Nasz zawodnik zwrócił sędziemu uwagę, że nie był wcześniej karany indywidualnie i ostatecznie pozostał na boisku.
Pod koniec pierwszej doliczonej minuty sędzia dopatrzył się kolejnego faulu w naszym polu karnym. Przepisy miał przekroczyć Marcin Denert, który interweniując wślizgiem trafił w nogę… Patryka Ołowia. Piłkę po długich dyskusjach z udziałem zawodników obu drużyn oraz pokazaniu przez sędziego kolejnych żółtych kartek ostatecznie posłał do siatki Tomasz Kolus i było wiadomo, że trudno będzie choćby o punkt.
Trzecia sytuacja, po której goście znów mieli rzut karny, była najłatwiejsza do oceny. W 95. min spóźniony w defensywie Łukasz Kuśnierz ewidentnie faulował rywala, a jedenastkę jeszcze raz wykorzystał Wawrzyński. Po meczu trener Ryszard Borkowski przyznał, że Znicz nie zasłużył na zwycięstwo z bardzo dobre grającym Pelikanem, ale nie zgadza się na taki sposób prowadzenia zawodów i decyzje, które niweczą pracę wielu osób zaangażowanych w działalność w klubie.
Znicz Biała Piska – Pelikan Łowicz 3:1 (1:0)
1:0 – Giełażyn (42), 1:1 – Wawrzyński (75 karny), 1:2 – Kolus (90 karny) 1:3 – Warzyński (90 karny)
ZNICZ: Radzikowski – Romachów, Molski, Mosakowski, Kuśnierz, Trąbka (89 Suski), Furman, Gondek (61 Fiedorowicz), Kalinowski (35 Ołów), Famulak (46 Denert), Giełażyn